Tomasz Wlaźlak - ArtShop Blog

Tomasz Wlaźlak, doktor na katedrze Intermediów na wydziale Sztuk Pięknych w Toruniu, fan speedwayu, muzyk, gamedevowiec, od niedawna motocyklista.

Andrzej POPROSTU: Pamiętam któregoś roku dyplomy studentów w Centrum Sztuki Współczesnej w które można było zagrać na automacie. To twoja sprawka? Jesteś wszakże kojarzony ze sceną gamedev. Uniwersytet kojarzy mi się raczej z dojrzałymi artystami, żeby nie powiedzieć z „leśnymi dziadkami”. Jak została przyjęta twoja fascynacja ta gałęzią sztuki i jak udało wprowadzić się ją na wydział?

Tak, można było pograć na moich automatach w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej.

Nie było to w prawdzie w ramach wystawy dyplomów tylko z okazji mojej obrony doktorskiej. Gry z serii „Superheroes” były dostępne dla publiczności w przestrzeni holu CSW, co było wg. mnie idealnym rozwiązaniem. Bardzo interesuje mnie prezentowanie sztuki w miejscach nieoczywistych. Odnośnie Gamedevu, jeśli faktycznie jestem kojarzony z tą branżą, to jest dla mnie spore zaskoczenie. Moje realizacje faktycznie od dawna nasycone są nawiązaniami do gier wideo, ale mój romans z sama branżą wciąż jest na etapie pierwszej randki (no może drugiej). A jeśli chodzi o Wydział Sztuk Pięknych, na którym pracuję, trudno mi odpowiedzieć czy są tam „leśne dziadki” i ilu ich jest. Ja na szczęście spotykam się z otwartością, chociaż skłamałbym gdybym napisał, że nie widzę w naszym otoczeniu osób mocno zamkniętych w swoich dziedzinach sztuki. Ale nasz wydział jest dużą jednostką gdzie znajdzie się miejsce zarówno dla leśnych dziadków, babek piaskowych jak i pikselowych chłopaczków. Najważniejsze wg mnie, żeby nawzajem szanować swoją robotę. Pytasz jak udało się zaszczepić gry na WSZP. Szczerze, nie udało się póki co. Nie jest to takie proste jak się wydaje. Podjęliśmy próbę otworzenia studiów podyplomowych z projektowania gier komputerowych, na co jest zielone światło wydziału, ale niestety nie znalazło się wystarczająco dużo zainteresowanych. Sytuacja pandemiczna na pewno nam nie pomogła. Do tematu trzeba będzie wrócić niebawem.

AP: W swojej planowanej wystawie poruszasz tematy bardzo bliskie mojemu sercu jak buddyzm i muchomory. Skąd akurat nacisk na praktykujących Dharme i gdzie zdobyłeś tego krasnego Pana z muchomorami na kapeluszu?

Ha, ha! Zacznę od krasnala, którego poznałeś przypadkiem odwiedzając mnie w biuro-pracowni.

Krasnal, o którym mowa nazywa się Słabeuszek. Jest pracą znakomitej toruńskiej artystki Iwony Liegmann. Słabeuszek po nieprzyjemnym wypadku podczas wystawy Iwony w Berlinie, w ramach rekonwalescencji dostał od swojej „mamusi” piękną czapkę ozdobioną filcowymi muchomorami. Teraz już wiesz Andrzej do kogo możesz się zgłosić po takie piękne nakrycie głowy. A specjalnie dla Ciebie ten wesoły krasnoludek zamieszka na czas mojej wystawy w PERSie. No dobra, ale mieliśmy pogadać o mojej twórczości. Odnośnie bliskiego Twojemu sercu buddyzmu, przyznam że o buddyzm sam w sobie mi nie chodzi. Na jednym z obrazów jest przetworzona przeze mnie fotografia ze spotkania z Twoim lamą, czyli Ole Nydahlem, ale jest to zbieg okoliczności. Urzekło mnie spojrzenie naszej wspólnej znajomej, która na tej fotografii wpatruje się w oblicze lamy. W jej oczach widać zachwyt, fascynację, szczęście…nie wiem co jeszcze. Dla mnie ta fotografia stała się punktem wyjścia do serii prac poświęconych moim przemyśleniom o kulcie jednostki. Więcej nie zdradzę, wpadnijcie na wystawę 😉

AP: PONG to projekt który udało się zaprezentować na Skyway (Festiwal Światła w Toruniu). Moim zdaniem to od lat jedna ze świeższych rzeczy na tym festynowym wydarzeniu. Możesz opowiedzieć trochę o swoim udziale?

TW: Cieszę się bo też tak uważam. Bardzo trudno jest zrobić coś „swojego” na imprezę tego typu. „The Last Judgement” to praca stworzona razem z Andrzejem Rutkowskim. Zrobiliśmy pracę interaktywna wykorzystująca mapping wielkoformatowy na budynku Collegium Maximum UMK. Wykorzystując mechanikę PONGa stworzyliśmy własna wersję motywu Sądu Ostatecznego. Lubię takie zestawienia, motywów z historii sztuki pokazanych w ujęciu popkulturowym.

AP: Możesz opowiedzieć o swoich związkach ze szlachetnym sporcie jakim jest speedway. Jak przywędrował z Toba z Gorzowa i jak skrzyżował się z Twoja ścieżką artystyczną.

TW: Żużel w Gorzowie to religia. Derby z Zielona Górą paraliżują ruch w mieście. Niestety w tym roku Falubaz spadł niższej ligi i nie będzie prawdziwego święta żużla na Jancarzu. Pozostaje substytut w postaci meczy na Motoarenie 😉 Cóż mam powiedzieć o mojej fascynacji żużlem…no kręciłem się oglądając to z bratem i kolegami, no i jakoś tak zostało. A trudno nie śledzić tej dyscypliny gdy Stal Gorzów ma kapitana, który jest geniuszem tego sportu i robi na torze cuda. W swoich pracach nie odnoszę się zbyt często do żużla, myślę że Stefan Kornacki miałby więcej do powiedzenia. Popełniłem jedną realizację, która powstała spontanicznie. Podczas mojej indywidualnej wystawy w Miejskim Ośrodku Sztuki (oczywiście w Gorzowie Wielkopolskim), w sali obok odbywała się wystawa „Żużel w sztuce”. Była to klasyczna wystawa nazwisk. Były prezentowane prace Althamera, Dominiki Olszowy, Bąkowskiego, Bodzianowskiego…ktoś tam jeszcze był. Stworzyli na tą wystawę dziwaczne prace, które w zestawieniu z historycznymi artefaktami z historii polskiego speedwaya pasowały jak pięść do oka. Oczywiście troszkę serduszko zabolało, że tradycyjnie kuratorzy nie wysilili się żeby poszukać artystów, faktycznie związanych z tą dyscypliną, tylko dobrali sobie nazwiska z górnej ligii, ładnie wyglądające na plakacie. Wspólnie z ekipą pracującą w tamtym ośrodku nagraliśmy film, w sumie zapis mojego niby perfo, gdy bezwstydnie ubieram się w mega ciasny strój żużlowy, wkładam na głowę złoty kask i próbuję wystartować na motocylku. W wyniku naszej głupawki powstała praca „ Sen o Extralidze”, mój słodko-gorzki komentarz na temat polskiego artworld-u.

AP: Wśród studentów masz opinie osoby bardzo pomocnej i empatycznej. Czy nie wchodzą Ci z tego tytułu na głowę? nie koliduje to z Twoja praca „pozauniwersytecka”? Jaki wg. Ciebie powinien być „nauczyciel sztuki „.

TW: Hmm, odpowiem krótko bo to trudny temat. Czasem wchodzą 😉 Myślę, że tyle opinii ilu studentów, lepiej się w to nie zagłębiać i starać robić swoje. A jaki powinien być „nauczyciel sztuki”? Jak zaczynałem pracę wykładowcy to myślałem, że wiem. Teraz jestem bardziej skołowany. Ja coraz bardziej myślę, że studia artystyczne powinny przede wszystkim uczyć „myśleć sztuką”, rzemiosło to narzędzie. Na moich zajęciach i tak większość spraw technicznych lepiej wyjaśni milion tutoriali w YouTubie, ale indywidualna rozmowa i współpraca jest czymś, czego YouTube nie zastąpi…no ale do tego trzeba jeszcze chęci z obu stron, nie zawsze jest łatwo nawiązać kontakt pomiędzy studentem a wykładowcą.

AP: Z perspektywy byłego studenta a teraz uniwersyteckiego nauczyciela, bardzo ciekawi mnie kwestia dzisiejszego studenta. Czym rożni się dzisiejszych student od tego sprzed kilkudziesięciu lat, jak zmieniło się spektrum zainteresowań, fascynacji, ambicji etc.

TW: Trudne pytanie, mogę teraz podpaść wielu osobom 😉 Chyba specjalnie wpychasz mnie na minę, ale ok, postaram się odpowiedzieć szczerze. Mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy ofiarami systemu ocen, który niszczy już od przedszkola. Na etapie studiów, bardzo ciężko jest współpracować z wieloma studentkami i studentami, którzy nawet nie udają, że chodzi im o coś więcej niż zdobycie piątki. Staram się to rozumieć, bo stypendia itd….ale niestety to smutne. Oczywiście trafiają się jednostki, z którymi fajnie się współpracuje, najlepiej indywidualnie. Studia artystyczne są specyficzne, to w większości praca indywidualna z bardzo wrażliwymi ludźmi, którzy bardzo często mają problem z otworzeniem się na forum grupy. Ja na pewno wynoszę wiele pracując z wiele młodszymi ode mnie ludźmi, są dla mnie przewodnikami do nieznanych terenach w internecie, który jest ich naturalnym środowiskiem, a w mojej ocenie „miejscem” gdzie dzieją się najciekawsze zjawiska związane ze sztuką aktualną. Niestety K-popu nie ogarniam.

AP: W Mleczach, dodatkowo pokazujesz swoje muzyczne oblicze. Możesz przybliżyć trochę ten projekt?

TW: Przede wszystkim chciałem podkreślić, że obok muzyka to ja nawet nie leżałem 🙂 Do projektu „Mlecze” zostałem zaproszony przez Grześka Kaźmierskiego i Maćka Arciszewskiego. Chłopacy liczyli na to, że wesprę ich wizualnie, ale uparłem się i dokładam swoje trzy grosze na syntezatorze. Bo Mlecze to przede wszystkim genialna gitara Grzesia i kosmiczne bity i dźwięki z syntezatorów Maćka. Wiosna idzie więc niedługo będzie okazja podziwiać mleczowe dokonania…warto! Dla mnie tworzenie muzyki, granie na żywo to wspaniała spraiwa i świetny antydepresant w tych
smutnych czasach. Zawsze starałem się robić projekty okołomuzyczne, chociażby teledyski, a teraz mam okazję współtworzyć coś czego moje oczy nie mogą zobaczyć, a jest to wyzwanie nie lada.

AP: Jako że jesteśmy sąsiadami nie mogę zapytać o motor który ostatnio pojawił się na podwórku. jak Ci mija kryzys wieku średniego Tomku?

TW: Dziękuję za troskę 🙂 Delektuję się moim kryzysem jak tylko potrafię. Motór, jak powiadasz, to takie standardowe marzenie, które wreszcie zrealizowałem. Ta okrągła rocznica urodzin mobilizuje do pewnych ruchów i jest to bardzo dobra strona tej sytuacji. Z góry przepraszam Andrzeju, ale już niedługo będą Ciebie budzić wibracje i dźwięki wychodzące z silnika widlastego.

AP: Bardzo na to liczę Tomku. Może to z pewnością pomoc na moje problemy ze wstawianiem przed południem.
Dziekuję za wywiad i do „usłyszenia” na podwórku.

Link do wydarzenia zapowiadającego wystawę Tomka: https://www.facebook.com/events/377333757632766